Czasami podróż potrafi totalnie zaskoczyć człowieka.
Pojawia się znikąd, najpierw z lekkim znakiem zapytania, a potem już wszystko trzeba naraz załatwiać, bo czasu mało, a decyzja dopiero przed chwilą się podjęła. Tak jest tym razem. Podróż służbowa na targi rowerowe i spotkania biznesowe.
Lecę na Tajwan! Za dosłownie parę dni. I na dosłownie parę dni.
Nigdy nie byłam w Azji, ale niestety nie mam teraz możliwości na dłuższy pobyt, więc jedynym skokiem w bok będzie - być może - dwudniowa przesiadka w Hong Kongu.
Szukam więc sensownych biletów samolotowych na odcinkach WAW - HKG - TPE - WAW i głęboko zastanawiam się, czy jest sens się zatrzymywać w drodze, czy lepiej od razu polecieć do Taipei i tam spędzić ze dwa dni więcej. Szukam ich na polskich serwisach, które oferują podróże wielo-odcinkowe i na azjatyckich i na razie to polskie lataj.pl ma najsensowniejsze ceny, aż dziw.
Sprawdzam polecany nam hotel przy targach, który jednocześnie jest niestety dość daleko od miasta i wcale nie taki tani, więc chyba zdecyduję się na airbnb.com albo jakiś niedrogi booking.com, a na targi dojadę sobie metrem.
Sprawdzam też lokalne pociągi HSR, bo na jeden-dwa dni wyląduję w Taichung.
I oczywiście szukam poradników i przewodników. Bo o Tajwanie nie wiem jeszcze nic. Nie znam ich historii, nie wiem, jaka religia dominuje. Nie wiem, czy potrzebne są jakieś szczepionki (kolega z Hong Kongu doradza szczepionkę na grypę). Nie do końca wyłapuję, jaki tam teraz jest klimat. I ciągle nie mogę się zdecydować, czy chcę dłużej na Tajwanie, czy zaliczyć ten Hong Kong po drodze, choćby przez chwilę. Nie lubię takich pobytów w pośpiechu, ale z drugiej strony - kiedy będzie następna okazja?
To jest ten fantastyczny moment przed podróżą, gdy jeszcze nie wiesz, gdzie będziesz i co się wydarzy, ale już wiesz, że potrzebujesz informacji. Bo kilka dni to prawie nic, więc nie chcesz ominąć tego, co specyficzne, a równocześnie wiesz aż za dobrze o sobie, że zwiedzanie to nie tylko zabytki, ale przede wszystkim ludzie, jedzenie, ulice i krajobrazy. Przeglądasz strony dla turystów i te pisane przez lokalsów. Oglądasz zdjęcia. Na blogach, na flickrach i innych pinterestach. Szwendasz się po google maps. Porównujesz ceny. Sprawdzasz, w jakie dni są czynne muzea i ile kosztują. Szukasz znajomych na miejscu albo po drodze. Piszesz maile. Robisz kolejne zakładki w przeglądarce.
I ciągle się boisz kliknąć "kupuj" w serwisie z biletami. Bo przecież wiesz, że potem już nie ma odwrotu.
Nie mogę się doczekać.
Pojawia się znikąd, najpierw z lekkim znakiem zapytania, a potem już wszystko trzeba naraz załatwiać, bo czasu mało, a decyzja dopiero przed chwilą się podjęła. Tak jest tym razem. Podróż służbowa na targi rowerowe i spotkania biznesowe.
Lecę na Tajwan! Za dosłownie parę dni. I na dosłownie parę dni.
Nigdy nie byłam w Azji, ale niestety nie mam teraz możliwości na dłuższy pobyt, więc jedynym skokiem w bok będzie - być może - dwudniowa przesiadka w Hong Kongu.
Szukam więc sensownych biletów samolotowych na odcinkach WAW - HKG - TPE - WAW i głęboko zastanawiam się, czy jest sens się zatrzymywać w drodze, czy lepiej od razu polecieć do Taipei i tam spędzić ze dwa dni więcej. Szukam ich na polskich serwisach, które oferują podróże wielo-odcinkowe i na azjatyckich i na razie to polskie lataj.pl ma najsensowniejsze ceny, aż dziw.
Sprawdzam polecany nam hotel przy targach, który jednocześnie jest niestety dość daleko od miasta i wcale nie taki tani, więc chyba zdecyduję się na airbnb.com albo jakiś niedrogi booking.com, a na targi dojadę sobie metrem.
Sprawdzam też lokalne pociągi HSR, bo na jeden-dwa dni wyląduję w Taichung.
I oczywiście szukam poradników i przewodników. Bo o Tajwanie nie wiem jeszcze nic. Nie znam ich historii, nie wiem, jaka religia dominuje. Nie wiem, czy potrzebne są jakieś szczepionki (kolega z Hong Kongu doradza szczepionkę na grypę). Nie do końca wyłapuję, jaki tam teraz jest klimat. I ciągle nie mogę się zdecydować, czy chcę dłużej na Tajwanie, czy zaliczyć ten Hong Kong po drodze, choćby przez chwilę. Nie lubię takich pobytów w pośpiechu, ale z drugiej strony - kiedy będzie następna okazja?
To jest ten fantastyczny moment przed podróżą, gdy jeszcze nie wiesz, gdzie będziesz i co się wydarzy, ale już wiesz, że potrzebujesz informacji. Bo kilka dni to prawie nic, więc nie chcesz ominąć tego, co specyficzne, a równocześnie wiesz aż za dobrze o sobie, że zwiedzanie to nie tylko zabytki, ale przede wszystkim ludzie, jedzenie, ulice i krajobrazy. Przeglądasz strony dla turystów i te pisane przez lokalsów. Oglądasz zdjęcia. Na blogach, na flickrach i innych pinterestach. Szwendasz się po google maps. Porównujesz ceny. Sprawdzasz, w jakie dni są czynne muzea i ile kosztują. Szukasz znajomych na miejscu albo po drodze. Piszesz maile. Robisz kolejne zakładki w przeglądarce.
I ciągle się boisz kliknąć "kupuj" w serwisie z biletami. Bo przecież wiesz, że potem już nie ma odwrotu.
Nie mogę się doczekać.
![]() |
Zdjęcie pobrane z serwisu flickr.com, fot: Anton (CC BY 2.0) |
Mam tak samo😊
OdpowiedzUsuń