Trochę ponad rok temu zaczęłam pisać tu regularnie.
Czas na lekkie podsumowanie. Uwielbiam podsumowania, listy i struktury. Karmią mojego wewnętrznego kontrolfrika.
Zacznijmy więc od tego, co się udało.
- Udało mi się pojechać do Stanów, spędzić tam cudownych 5 tygodni, przejechać kilka tysięcy kilometrów i wrócić cała i zdrowa, z głową pełną obrazów, zapachów i smaków oraz wspomnień, rzecz jasna. Kartę kredytową mam nadal zadłużoną, ale to nieszczególnie istotne wobec faktu, że była to podróż mojego życia. Pieniądze rzecz nabyta.
- Pojeździłam latem na motocyklu i tym samym upewniłam się, że to jest TEN środek komunikacji, który mi najbardziej odpowiada. Zorganizowałam więc sobie kupno swojego własnego i niebawem już będę prawowitą właścicielką (kiedy zima się skończy i uda się go przewieźć z południowej Francji do Warszawy). Duża, ciężka maszyna. Będę bogiem, a nawet boginią :)
- Schudłam w sumie jakieś 14 kg (pierwsze 4 kg w Stanach). Być może trochę mniej, o od 6 tygodni się nie ważyłam, a po drodze były Święta i stany emocjonalno-słodyczowe, ale moja dieta jest procesem on-going i nadal jakieś 8 kg przede mną. Zmieniłam rozmiary tu i ówdzie, szafy jeszcze nie uzupełniłam. Zadowolenie z własnego wyglądu podskoczyło mi o kilka stopni w skali Geigera.
- Zaczęłam regularnie uprawiać sport. Krav maga co najmniej dwa razy w tygodniu, zazwyczaj jeszcze jakiś trzeci trening, czasami basen, jak było ciepło to sporo roweru. Zdałam dwa egzaminy. I na obozie sportowym byłam w sierpniu (nie wmówilibyście mi dwa lata temu, że coś takiego zrobię, seriously).
- Zakochałam się. Intensywnie. Miałam fantastyczną jesień i znakomitą końcówkę roku. A dwa tygodnie temu odkochałam się. Równie intensywnie. I jest mi z tym dobrze. Co trochę zaskakuje, ale w gruncie rzeczy głównie uspokaja.
Bo ze mną wszystko w porządku :)
No i tyle jeśli chodzi o sukcesy, którymi chcę i mogę się z Wami podzielić.
Były też porażki, rzecz jasna. Takie moje małe poczucia winy.
- Nie zrobiłam praktycznie nic w kierunku doktoratu, choć już byłam niedaleko powrotu na studia.
- Nie udało mi się wyjść na zero z budżetem comiesięcznym, już po uwzględnieniu podróżowania. Ale ja oddycham podróżą, więc nie mogę tego odcinać.
- Nie napisałam ani poradnika, ani powieści, ani nawet cyklu artykułów na jeden temat. Zwłaszcza naukowych.
- Nie stworzyłam drugiego bloga, bardziej skoncentrowanego na sprawach socjologii internetu i kompetencji komunikacyjnych.
- Nie pozbyłam się połowy ubrań, książek, rzeczy i innych durnostojek oraz kurzołapek.
No to jakie mam plany na ten rok? Jakie marzenia?
- Schudnąć jeszcze kilka kilo i to utrzymać.
- Wrócić do nauki tańca (zarzuciłam jesienią z przyczyn ... powiedzmy, że obiektywnych: mój facet umierał na raka, każdemu by było szkoda czasu).
- Zacząć naukę strzelania bojowego i jazdy konnej. Na strzelanie mam już opcję. Jazda konna to natomiast terra totalnie incognita.
- Zdać kolejny egzamin krav maga, a może nawet dwa. Egzaminy dobrze mi robią ;)
- Więcej gotować samodzielnie (nadal robię to za rzadko i za dużo jem poza domem).
- Napisać coś. Najpierw poradnik. Koncepcja już jest. Muszę to sobie rozpisać na poszczególne miesiące.
- Zacząć naukę jakiegoś nowego języka - rosyjskiego albo arabskiego. Arabski brzmi bardziej egzotycznie, będzie czym się chwalić na imprezach.
- Studia podyplomowe - podjąć decyzję, czy i jakie. Coś ścisłego i specjalistycznego. Marzę o byciu prawnikiem.
- Rozwój artystyczny - albo rysowanie albo muzyka, ale za to regularnie. Powinnam śpiewać w chórze :)
- Założyć ten blog bardziej poważny, co by ludzi serioznych nie zniechęcać moją gadaniną dla kucharek. No bo to trochę jednak wstyd, mieć takie poplątanie z pomieszaniem i do tego tak niepoważnym językiem. Cywińska naukowa powinna pisać krótko i na temat. Z linkami i licznymi odniesieniami do literatury. Której nie czyta.
- A, no właśnie. Więcej czytać. Nie po to sobie kupiłam nowego kindla paperwhite, żeby leżał w torbie i czekał na lepsze czasy.
- No i kilka podróży by się przydało. Coś na motocyklu. Coś na nartach. Coś nad wodę. Coś egzotycznego. Coś we dwoje (jakie kurde dwoje). Coś szalonego. Coś pod krawatem. I może coś jakąś większą ekipą.
A Wy co postanowiliście?